Ustawili kamery między nogami biegaczek. "Odbiera nam się intymność"

Comments · 6226 Views

Miały być "innowacyjne ujęcia" a jest afera. Organizatorzy MŚ w Dosze postanowili zamontować kamery w blokach startowych, czyli między nogami biegaczy. Dwie sprinterki złożyły protest. Nic dziwnego, ktoś chyba zapomniał, że kobieta sportowiec to jednak przede wszyst

Pomysł był prosty – dostarczyć jeszcze więcej emocji. "Chcemy uchwycić dramaturgię i wybuch energii podczas startu. Czujemy, że widzom brakuje właśnie tego" – tłumaczy w oficjalnym piśmie Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych. Dla widzów to faktycznie nie lada atrakcja. Dla sportowców duży kłopot. Bo kamery uchwyciły nie tylko dramaturgię i emocje, ale też momenty, których szczególnie sprinterki wolałyby nie transmitować na cały świat.

– Jak chodzimy koło bloków, to się schylamy, różne rzeczy robimy i ja ciągle myślałam o tym, że wszystko mi widać, na przykład pupę. No jak się skupić w takich warunkach? To jest szokujące – mówiła polska biegaczka Ewa Swoboda w rozmowie ze sport.pl.

Panowie ponoć całą sytuacją przejęli się nieco mniej. W przypadku kobiet zaczęło się od pokątnych komentarzy a skończyło na oficjalnym proteście niemieckiej reprezentacji po tym, jak dwie jej zawodniczki – Tatjana Pinto i Gina Lueckenkemper – postanowiły głośno i dobitnie skomentować pomysł organizatorów. – Gdy wchodzę w bloki nad tą kamerą, mam bardzo nieprzyjemne uczucie. Nie wiem, czy chciałbyś być nagrywany od dołu będąc tylko w bieliźnie – mówiła niemiecka sprinterka Gina Lueckenkemper.

To raczej pytanie retoryczne. Chyba żadna kobieta nie chciałaby być w ten sposób nagrywana. Tym bardziej dziwi, że taki pomysł przyszedł do głowy organizatorom mistrzostw w Dosze. Może w najbogatszym państwie świata za bardzo skupiono się na tym, żeby było spektakularnie i z rozmachem, a uczucia samych sportowców zeszły na dalszy plan? A może tak już się przyzwyczailiśmy do tego, że ciało sportsmenki to przede wszystkim maszyna do osiągania wyników i już nie pamiętamy o tym, że mają oni takie samo prawo jak zwykli "śmiertelnicy" do poszanowania intymności.

Samym sportsmenkom też pewnie zdarza się o tym zapomnieć. No bo jak tu mówić o wstydzie i intymności, kiedy o każdej porze dnia i nocy trzeba być gotową na niespodziewaną wizytę w związku z kontrolą antydopingową. – Wybiera się odpowiednio zapakowany kubeczek plastikowy i idzie do toalety z kontrolerem swojej płci – opisywała takie spotkanie na swoim blogu w natemat.pl Justyna Kowalczyk. – Myje się dłonie bez mydła, odpakowuje kubeczek, ściąga bieliznę, spodnie, czy cokolwiek się tam ma do kolan. Koszulkę i inne rzeczy z górnych partii ciała podciąga na wysokość piersi, podwija rękawy do łokci. Tak oto kontroler ma pełen ogląd... no i trzeba oddać mocz. Najmniej 90 mililitrów – ze szczegółami relacjonowała Kowalczyk.

Nic przyjemnego, ale pewnie można się przyzwyczaić, jeśli się pamięta, jaki jest cel. Naruszanie intymności ku uciesze gawiedzi trudno zaakceptować. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że wszędobylskie kamery to coś, z czym biegaczki już dawno powinny się oswoić. To trochę tak, jakby ktoś zrobił nam zdjęcie głupiej miny przy pełnej skupienia pracy przy komputerze. Albo komentował ocierane ukradkiem łzy wzruszenia podczas oglądania filmu.

– Wydaje mi się, że przy podejmowaniu decyzji o ustawieniu kamer w blokach startowych, nie była obecna żadna kobieta – oceniła niemiecka sprinterka Gina Lueckenkemper. Trudno się z nią nie zgodzić.

Źródło: https://kobieta.wp.pl/ustawili-kamery-miedzy-nogami-biegaczek-odbiera-nam-sie-intymnosc-6430446444566657a

Comments